Info

Foto


Foto


Foto


01.06.2007 Krakow
angelo kelly & band


tekst: Sandra

Dźwięk budzika zabrzmiał pierwszy raz od kilku tygodni. To znak, że dzień przyjazdu Angelo do Polski uważa się za otwarty. Nawet mimo koncertu w Bochum prawie tydzień wcześniej, dzień całkiem niezwykły, a jednak zwykłe czynności wykonać trzeba. Potem ostatnie pakowanie niezbędnych rzeczy. Potem znów czekanie na przystanku. Wszystko jak rok temu. Tylko awantury nie było, ale za to konieczność tłumaczenia dlaczego mimo Bochum ciągle chcę to zrobić. Dlaczego ciągle chcę pojechać. Dobrowolne przyznanie się do niezrozumienia. Ciekawe czy kiedyś nadejdzie ten dzień, że Angelo przestanie być przyczyną nawet pożarów lasów równikowych. Absurd. Samochód podjechał. Przywitanie, miłe słowa, zajęcie miejsca i w drogę. Było łatwiej niż we wrześniu. Droga spokojniejsza, a moje wnętrze razem z nią. Teraz wiedziałam już czego mam się spodziewać. Teraz wierzyłam już, że to wszystko się dzieje, a i ogólnie było mi lepiej. Rok temu jeszcze w przeddzień wyjazdu na koncert Angelo, moje życie przypominało kawałki porcelany rozrzucone po całej powierzchni. Codziennie szukałam kawałka siebie w innym miejscu. Teraz było zupełnie inaczej. Nadal bez wyobrażenia zobaczenia i spotkania Angelo po raz kolejny, ale o wiele bardziej spokojna. Mimo wszystko. Dojechałyśmy. Kolejny śmiech, zabranie ostatnich rzeczy i w drogę znajomą trasą do znajomego klubu. Pierwsze znajome twarze, kolejne powitania, pierwszy po dziewięciu miesiącach widok tej samej sceny. Miło. Z każdej strony jakaś kolejna Dusza głośno się wita, ktoś przytula, mówi, że się cieszy. Po raz kolejny moja relacja z koncertu w Bochum, po raz kolejny spowiedź na temat dvd, które wtedy miałam jeszcze jako jedyna z nas wszystkich. Pierwsze nieporozumienia z panami, którzy jak się później okazało, tylko próbowali udawać ochronę klubu, ale to wszystko bez znaczenia. Znikłam gdzieś na moment, a potem się okazało, że gwiazdy wieczoru już są. Nic straconego. Chwilę potem niechcący przekonałam się o tym sama. Po coś wróciłam do klubu. Gwiazda wieczoru nadeszła z drugiej strony. Nagle, tak, widok całujących się Angelo i Kiry w momencie zdobył moje serduszko. To, po co przyszłam przestało być ważne. Stałam dyskretnie, przyglądając się chwilkę z uśmiechem rozkoszy na twarzy. Balsam dla moich oczu. Cudowny widok. Jak zresztą każdy, kiedy później oboje raz po raz pokazywali się wśród nas. Całkiem miło. Tylko przykro, że gdy w pewnym momencie Kira wyraziła spokojny, lecz zdecydowany sprzeciw, natychmiast została podsumowana. Niektórzy ludzie nie mają wyobraźni. Byłam z niej dumna. Czas biegnie i biegnie. Przestraszyłam się nagle, ale znalazł się ktoś, dzięki komu wszystko było dobrze. Czas znów biegnie i biegnie. Moment naszego wcześniejszego wejścia do klubu. Znów pozdrawiam panów udających ochronę. Najbezpieczniejsze dla mnie, a jednocześnie bardzo dobre miejsce. Znacznie lepsze niż rok temu. Długi czas oczekiwania. Jest. Uśmiechnęłam się. Jakże zabawny fakt, że koszula, którą tak polubiłam w Bochum, pojawiła się również teraz. Czytasz w moich myślach, Angelo. Wyglądał nawet lepiej niż w Bochum. Patrzyłam i patrzyłam. Widoku ślicznie ubranej Kiry też nie było mi dość. Choć w spiętych włosach jest jej o wiele lepiej. Ale to nie ważne, bo i tak jest śliczna. Koncert szybko nabrał specyficzności, jakiej możliwe jest nabrać tylko w Polsce i tylko z polskimi fanami. Angelo wydawał się mieć tego świadomość. Wydawał się wiedzieć doskonale, że koncert będzie inny niż wszystkie dotąd, już wchodząc na scenę. Od pierwszej minuty do ostatniej, uśmiech zadowolenia i czasem zaskoczenia nie schodził z jego twarzy. Moje miejsce było doskonałe żeby się temu przyglądać. Zabrakło jednak tytułowej piosenki z nowego albumu. Szkoda. Bardzo lubię ten kawałek w wersji koncertowej. Bardzo się cieszyłam, że miałam okazję w Bochum poznać go w tej wersji. Ale Angelo doskonale rekompensował brak tej perełki. Jak zwykle nawiązał niesamowity kontakt z publicznością. Jak zwykle lało się z niego strumieniami, jak zwykle gubił okulary, jak zwykle mówił i śmiał się dużo, jak zwykle próbował zrobić z nas chórki w swoim zespole i jak zwykle opowiedział ładną historię. Jak zwykle był zadowolony, gdy daliśmy wyraz naszej sympatii dla Kiry, a ona jak zwykle zaszczyciła nas prześlicznym, szczerym uśmiechem. Atmosfera była całkiem inna do tej w Bochum. Nawet całkiem inna do tej z ostatniego koncertu w Polsce. Lepsza. Bawiłam się znacznie lepiej, choć sądziłam, że to już niemożliwe. Lista piosenek była właściwie taka sama jak wszędzie po Bochum. Ucieszyłam się widząc, że refren do Love is all Angelo cały odśpiewał z Kirą. Spodziewałam się tego. Choć i tak uważam, że wpadka Kiry w tej piosence w czasie koncertu w Bochum była bardziej winą Angelo niż jej. Ale tak czy owak piosenka wyszła ślicznie. Podobnie jak później akordeon Kiry w Farewell. Zastanowiłam się tylko czym zaskoczy nas ta moja ulubiona para następnym razem w kwestii występów swojej mniej profesjonalnej, choć kochanej części. Potem obok cały czas obecnych w moich myślach moich kochanych Bliźniaczek, nagle pojawił się Paddy, który pozostał w nich już prawie do samego końca. Chyba mi się udzieliło. Wszyscy zawsze o nim myślą. Koncert kończył się szybciej niż byśmy tego chcieli. Z każdą sekundą zbliżał się do końca. Uśmiechnęłam się raz jeszcze. Angelo zjawił się w koszulce w polskie barwy żeby zaśpiewać nam I cant help myself. Uśmiechnęłam się nawet nie tyle na widok tej koszulki, co na myśl o piosence. Nowa wersja jest jedną z tych, w której Paddyego będzie moim uszom brakować zawsze, ale tęskniłam do niej kiedy się okazało, że dotąd na obowiązującej trasie jeszcze jej nie zaprezentował. Nie mogę nic na to poradzić. W ostatnich latach ta piosenka stała się dla mnie małym hymnem Angelo i jego koncertów. Dobrze było móc zaśpiewać ją z Angelo znów. Uczucia, jakie wtedy mnie ogarnęło nie da się opisać. Ale to już koniec. Teraz naprawdę. Dając nam i sobie chwilę na oddech, Angelo wrócił po kilkunastu minutach, dotrzymując słowa w sprawie części Backstage swojego występu. Kolejny raz pozdrowienia dla panów udających ochroniarzy. Co więcej, udających ochroniarzy, którzy robili cokolwiek poza doprowadzaniem do szału nas i zespołu. Jakoś wszyscy daliśmy radę w tym zamieszaniu. Choć był moment, gdy chciałam uciekać. Był moment gdy się modliłam żeby tłum przez chwilę stał spokojnie, hehe. Znalazłam się nagle tak blisko Angelo, że prawie na nim. I to nie było zabawne. Dla mnie stanowczo za blisko. Zetknięcie mojej ręki najpierw w każdym tego słowa znaczeniu z jego włosami o dziwo luźno opadającymi na ramiona, a później jeszcze z jego spodniami ciągle zdradzającymi wielki wysiłek odbyty przed chwilą na scenie, było dość dziwnym uczuciem. Ale tłum stał spokojnie i dzięki mu za to. Potem zwrócenie niebieskich oczek na moją osobę. Przymierzanie się do zdjęcia i moja nagła strata równowagi. Rozpaczliwa próba jej odzyskania, niemała pomoc Angelo cokolwiek mają znaczyć te słowa. Wreszcie odzyskanie równowagi, jego lekki uśmiech i pytanie czy nic mi nie jest i czy wszystko jest w porządku. Pewnie się zarumieniłam. To kolejna sytuacja, która tak bardzo mnie zaskoczyła. Zapewniłam, że już jest dobrze i przeprosiłam z całą powagą. Uśmiechnął się twierdząc, że nic nie szkodzi. To teraz zróbmy zdjęcie. Zrobiliśmy. Potem zapytałam o piosenkę. Odpowiedź jakże wyczerpująca mimo napierającego tłumu. Dziękuję. W ostatnich słowach podziękowania za koncert, za siłę za cierpliwość i wyrozumiałość do nas, fanów. Thank you very much. W odpowiedzi: To ja dziękuję za to, że przyszłaś na następny koncert. Pomyślałam o Bochum. To było miłe. Tego wieczoru tak skończyło się moje pięć minut twarzą w twarz z gwiazdą wieczoru. Potem byli już tylko przyjaciele. Aż przyjaciele. Czasu zostało mało do odjazdu na następny koncert. Pożegnania ruszyły. Później jeszcze chwilka z Matthiasem i nagle, nagle panowie udający zajętą ochronę zaczęli żądać wyjścia z klubu żeby mogli go zamknąć. Pozdrawiam panów. Angelo jednak jak zwykle nie zawiódł. Pokazał gdzie ich miejsce. Najpierw na wspomnienia, że ma przestać rozmawiać z fanami, bo panowie chcą zamknąć klub, stwierdził, że oni chcą zamknąć klub, a on chce rozdać autografy swoim fanom. Serduszko mi urosło. Jesteś wielki. Potem nagle wyjście Angelo z fanami na chodnik przy klubie i tam dokończenie rozdawania autografów. Mimo zmęczenia, które było już widoczne, mimo późnej pory, mimo że tak samo jak my niedługo musiał wsiąść a do autobusu i ruszyć w drogę do miasta następnego koncertu. Mimo wszystko. Dziękuję. Ja wsiadłam do autobusu, napisałam kilka wiadomości do Słowenii i Portugalii i niedługo potem ruszyłam w długą drogę, zerkając na gwiazdę wieczoru po raz ostatni tego dnia.